poniedziałek, 17 września 2012

"Kambodża" Martyna Wojciechowska


Ta książka była całkiem przypadkowym zakupem. Skusiła mnie tylko i wyłącznie Kambodża. O Martynie Wojciechowskiej niewiele wiem, nie pałam do niej szczególną sympatią, ale jeśli odwiedziła Kambodżę, chętnie o jej wrażeniach poczytam.

Na początku książki zamieściła wiele praktycznych informacji na temat kraju, takich jak zarys historyczny, wielkość, klimat. Wojciechowska wskazuje także, kiedy najlepiej odwiedzić Kambodżę, jakie miejsca warto odwiedzić, podaje przydatne adresy czyli robi wszystko, by czytelnik odniósł wrażenie, że do rąk wziął (mini-)przewodnik. Nic bardziej mylnego!

Ci ąg dalszy na moim blogu.

niedziela, 9 września 2012

"Bambus läßt sich nicht brechen" Rüdiger Siebert



Zbiór Sieberta zawiera jakiego reportaże publikowane już wcześniej w niemieckiej prasie. Pisane w latach osiemdziesiątych teksty zostały na cele tego zbioru ponownie opracowane. Autor kładzie szczególny nacisk na zmiany społeczno-gospodarcze oraz warunki życia najbiedniejszych obywateli na Filipinach, w Indonezji, Malezji i Tajlandii. Dodać należy, że książka powstała we współpracy z organizacją terre des hommes, która wspiera dzieci żyjące w ciężkich warunkach.

Cała recenzja na moim blogu.

"Láska nebeská" Mariusz Szczygieł



Uwielbiam reportaże Szczygła, a jeszcze bardziej szanuję go za miłość do Czech. Przepadam za naszymi południowymi sąsiadami i za ich językami, dlatego z ogromną przyjemnością siegam po książki o ich kulturze, języku, społeczności, historii... 

Szczygieł swoje rozważania o Czechach łączy z literaturą - to dodatkowy smaczek tego zbioru. Moja lista tytułów do przeczytania znacznie się powiększyła, zwłaszcza że, wstyd przyznać, nie znam jeszcze literatury słowackiej.

Recenzja u mnie.

"The Girl in the Picture" Denise Chong



Implusem do napisania tej książki było słynne zdjęcie, ukazujące grupę dzieci, która ucieka po wybuchu bomby napalmowej. W środku zdjęcia widać nagą, dziewięcioletnią dziewczynkę, która rozpostarła poparzone ręce, a jej usta skrzywione są w bolesnym okrzyku. Ta dziewczynka to Kim Phuc. 
Recenzja u mnie.

czwartek, 6 września 2012

Colin Thubron, Utracone serce Azji

Colin Thubron (ur. 1939) jest jednym z najbardziej znanych i cenionych brytyjskich pisarzy podróżników, a także przewodniczącym Królewskiego Towarzystwa Literackiego. Na podstawie swoich wypraw na Bliski Wschód, do Azji Środkowej i Wschodniej oraz do Rosji napisał kilkanaście książek – można więc z powodzeniem założyć, że jest ekspertem w tych tematach.Wydał także kilka powieści. W 2008 roku zajął 45. miejsce na liście pięćdziesięciu największych powojennych pisarzy brytyjskich (lista została stworzona przez "The Times").

Bliski Wschód przez całe wieki fascynował, przyciągał, inspirował Europejczyków. Utracone serce Azji to zapis z podróży do Azji środkowej tuż po rozpadzie ZSRR. Autor przemierza stepy i pustynie, Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Turkmenistan i Uzbekistan: czasem porusza się samolotem, czasem samochodem, czasem rozklekotanym autobusem. Dociera do najważniejszych zabytków, zwiedza wielkie miasta i maleńkie wioski gdzieś na końcu świata. Rozmawia z ludźmi, przygląda się, bawi, słucha. Chce się dowiedzieć, jak czują się Kazachowie, Turkmeni, Uzbecy po odzyskaniu niepodległości: jak żyją, jak zmienił się ich świat? Stara się dotrzeć do głębi i odnaleźć tytułowe serce Azji: nie tylko w kontekście położenia na mapie, ale przede wszystkim jej kulturowego dziedzictwa, tego, co od zawsze budowało świadomość jej mieszkańców.

Dalej.

poniedziałek, 3 września 2012

Lidia Ostałowska "Cygan to Cygan"


Lidię Ostałowską interesują osoby wykluczone, mniejszości etniczne, subkultury, ludzie, którzy egzystują na marginesie. W szczególności bliscy jej sercu są  Romowie, albo inaczej- Cyganie. Na początku lat 90.  reporterka wraz z fotografem Piotrem Wójcikiem ruszyła do Transylwanii śladem rumuńskich Cyganów. Przez kilka lat podróżowała po Europie, zbierając materiały do książki o sytuacji Romów po upadku komunizmu. W 2000 roku ukazał się zbiór reportaży Cygan to Cygan". Po dwunastu latach wydawnictwo Czarne wznowiło książkę Ostałowskiej, pozostaje więc postawić pytanie- czy przez ten okres czasu coś się zmieniło?
Do przeczytania recenzji zachęcam do zaglądnięcia do mojego kącika z książkami.

„Gorączka. W świecie poszukiwaczy skarbów” - Tomek Michniewicz

            „Zdarzają się takie momenty w podróży, które nie tylko pamięta się do końca życia, ale i przeżywa ciągle na nowo. Krótkie i ulotne chwile nie bycia sobą, a bycia gdzieś daleko, kiedy udaje się dotknąć świata tak naprawdę. Przez chwilę pod palcami miałem szorstką sierść dzikiej lwicy..."*

            Cofnijcie się do czasów dzieciństwa i przypomnijcie sobie jak Wy lub Wasze rodzeństwo wyruszało szukać skarbów na pobliskie łąki, do lasu czy też jaskiń w garści dzierżąc mapą potencjalnych skarbów. Ach, jak bardzo chcieliśmy wtedy znaleźć kufry pełne złota, brylantów no po prostu bogactw, które sprawią, że będziemy najbogatszymi ludźmi na świecie! Z czasem jednak marzenia odeszły w niepamięć, a my rzuciliśmy się w wir dorosłego życia zapominając o tym co najważniejsze…

            Przedstawiam Wam człowieka który nie porzucił swoich marzeń, który nie bał się zapakować plecaka i wyruszyć w nieznane. Tomek Michniewicz tym razem ruszył śladem ludzi ogarniętych gorączką złota. Ludzi, którzy z dnia na dzień żyli poszukiwaniem bo dla nich to był sens istnienia. Wraz z nim choć nie bezpośrednio i czasem w okrojonej wersji bo co za dużo to nie zdrowo poznajemy ich losy często niebezpieczne, czasem zabawne, ale i smutne. Dzięki Tomkowi poznajemy historię człowieka, który pod wpływem emocji wyruszył na wprawę, która nie była przemyślana i skończyła się pobytem w wietnamskim więzieniu. Poznajemy tajniki działań kasyn w Las Vegas, które skubią naiwniaków do ostatniego grosza. Przeszedł i przejechał meksykańskie pustynie przy okazji omijając najwymyślniejsze pułapki istniejące od dawien dawna. Wszystko to dla ukrytych skarbów. Nurkował w poszukiwaniu Atochy - zatopionego statku na którym kryje się skarb wart dziś około miliard dolarów. Zwiedził Afrykę tą bardziej mroczną i niebezpieczną. Usłyszał historie mrożące krew w żyłach i wywołujące łzy. Dokonał jeszcze czegoś, czegoś bardzo ważnego,  ale nie zdradzajmy za dużo…

            To moje drugie zetknięcie z twórczością (nie wiem do końca czy to odpowiednie słowo, ale niech będzie) Tomka Michniewicza i mogę powiedzieć, że jest on moim numerem jeden na liście autorów książek podróżniczych i tam pozostanie. Nikt bowiem nie potrafi mnie oczarować słowami tak jak on. Fragmenty historyczne były opisane w taki sposób, że czytało się je z zapartym tchem i rozszerzonymi oczyma. To nie były suche zlepki informacji i dat, ale historie godne polecenia. Zresztą takie wrażenia zapewniał nie tylko odnośnikami do historii, ale i tym co działo się tu i teraz. Warka akcja, napięcie, skrupulatne opisanie osób, miejsc i wydarzeń. Wszystko to zostało napisane w sposób wywołujący przeróżną gamę emocji. Chylę czoła przed tym człowiekiem. On nie tylko jeździ, robi zdjęcia i obserwuje. On to wchłania, jeśli coś robi, coś poznaje to robi to dokładnie, nie waha się (no może czasami). Cokolwiek nam opisuje jest sprawdzone, nie jest wymysłem, o tym się pisało, słyszało i mówiło. Michniewicz sprawdza dokładność najmniejszego detalu. Tak dokładnej i zapewne czasochłonnej pracy już dawno świadkiem nie byłam. Wszystko to wymagało czasu, ogromu energii i poświęcenia. Dzięki temu jednak mamy oto czytać coś napisanego z sercem, coś dopracowanego z najmniejszymi detalami… coś wspaniałego.

            Ależ ja jestem zachwycona tą pozycją! Nie tylko językiem i opowieściami, ale też tym co pomiędzy tymi przygodami. W „Gorączce”. Były momenty przestoju, ale nawet wtedy czytelnik się nie nudzi gdyż śledzi rozmowy Tomka z kompanami podróży, które dodawały swego rodzaju swobody i poczucia bliskości z podróżnikami. Podobało mi się to, że Michniewicz nie tylko obserwował, ale i działał. Doceniał to co było dane mu przeżyć, przekazał nam wszystkie uczucia towarzyszące mu podczas tych wszystkich dni. Nie negował nieznanego, miał szacunek do ludzi i zwierząt. Pięknie, po prostu pięknie. Smakowitym dodatkiem są zdjęcia. Piękne, kolorowe, nie jestem znawcą, ale widać, że robione z wyczuciem i wprawą. Jest ich dużo i tam gdzie trzeba, Pobudzają wyobraźnię, zachwycają i urozmaicają czytanie.

            „Gorączka. W świecie poszukiwaczy skarbów” kawał dobrej podróżniczej literatury. Czuć w niej duszę i pasję i zamiłowanie do tego co robi. Choć często było niebezpiecznie i trudno podróżnik dążył dalej. W rezultacie oddał w nasze ręce tą perełkę. Jeśli tylko lubisz podróże i literaturę podróżniczą „Gorączka” jest OBOWIĄZKOWA. Po takiej dawce ochów i achów mogę tylko dodać, że niecierpliwię czekam na kolejną pasjonującą lekturę... 

*str. 233
Autor: Tomek Michniewicz
Tytuł: Gorączka. W świecie poszukiwaczy skarbów
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: październik 2011
Liczba stron: 368

niedziela, 2 września 2012

Dzisiaj narysujemy śmierć - Wojciech Tochman, czyli dlaczego o tym czytać?

Tyle już napisano już o tej książce - również w tym wyzwaniu. Ale mimo tego, że na pewno jest to lektura, która nie daje o sobie zapomnieć, wyjątkowa, to można mieć do niej również pewne uwagi. I właśnie nimi chciałbym się z Wami podzielić.

Książka wstrząsająca i nie pozwalająca by zapomnieć. Oglądając informacje z całego świata często obojętniejemy. Dziesiątki, setki, czy tysiące ofiar. Co za różnica? Dziś jesteśmy wstrząśnięci, ale jutro inna tragedia przyćmi to co nas poruszyło. Zapomnimy, bo tak działa nasz mózg. Pozbyć się nadmiaru. Jednak Tochman nie daje zapomnieć. 
...
Autor rzeczywiście stara się być jedynie tym, który zapisuje, często nawet nie zadaje pytań. Słucha. Ale jest rozdział, który prawdę mówiąc trochę mnie zadziwił, tak był odmienny w tonie od całej reszty. To fragment gdy Tochman przygląda się reakcji Kościoła na to co się działo. Być może to moje subiektywne wrażenie, ale nagle ulewa w nim się tyle złości, że posuwa się nie tylko do oskarżeń i dziwnych sugestii, ale nawet do bluźnierczo brzmiących linijek gdy najświętszy sakrament w tabernakulum przyrównuje do obecności diabła. Poetycka metafora? Może - chciał w ten sposób zaakcentować swój sprzeciw wobec tego, że ci którzy mordowali przystępują do komunii gorsząc swoje ofiary? Może chciał nas sprowokować aby zadać pytanie czy zwalenie winy na szatana, który prowadził ich umysły i serca, może być przyjęte jako usprawiedliwienie. Ale i tak dziwnie się to mi czytało. Nie oskarża w swej książce tak mocno nikogo - ani morderców, ani polityków, ani międzynarodowych sił rozjemczych, które nie kiwnęły palcem. Oskarża tylko duchowieństwo - o obojętność, ucieczkę, brak reakcji, ale też o podburzanie tłumów do mordowania. Na drugiej szali przytacza tylko jeden przykład ratowania i poświęcenia życia przez duchownych.
Dziwne. Rozumiem, że dziennikarze GW wyrastają w atmosferze "dokopania" za wszelką cenę Kościołowi, ale niech się bawią w to w swojej gazecie. Czemu również w książce Tochman nie może się uwolnić od swoich uprzedzeń i przestaje być obiektywny woląc uwierzyć cynicznemu wojskowemu, który zgadza się na rozmowę (przyznaje się m.in. do tego, że robili sobie zdjęcia przy zakopywaniu trupów, aby nikt ich później nie oskarżał o bezczynność), niż duchownemu, który nie chce o tym rozmawiać (gdyby to on robił sobie takie zdjęcia pewnie to też byłby dowód przeciw niemu, ale wojskowemu przecież można wybaczyć). Tchórzostwo? Do cholery! A kto wtedy miał odwagę być bohaterem? Tochman ma współczucie dla czarnoskórej ofiary gwałtu i nie pyta ją o nic, ale oczekuje, że zgwałcone siostry zakonne będą mu chętnie opowiadały o tym co przeżyły?
Warto przeczytać - nawet jeżeli kogoś podobnie jak i mnie zdziwi albo oburzy ton w jakim napisany jest ten jeden rozdział. Warto sobie stawiać różne pytania. Nawet jeżeli odpowiedzi nie zawsze udzielimy identycznych. Ta książka (znowu oprócz tego jednego rozdziału) to nie jest oskarżenie. Raczej świadectwa zebrane z różnych źródeł - cierpienie, ból, gorycz, chęć zapomnienia, albo brak umiejętności normalnego życia. I na tym warto się skupić - wtedy nie bije tak w oczy subiektywna ocena niektórych wydarzeń i punkt widzenia autora.
Ja mogę powiedzieć tylko szkoda. Bo ten ton jednego rozdziału okazuje się, dla wielu osób najbardziej wart zapamiętania. Niechęć do Kościoła narasta, a do tego co napisał autor potem dokłada się wyolbrzymiając kolejne okropieństwa. Chcecie przykładu? Tochman pisze o Pallotynach, którzy nie potrafili nic zrobić, uciekli i zabarykadowali się w swoim domu gdy przed ich kościołem mordowano ludzi, ale można znaleźć np. takie recenzje opisujące ten sam fragment książki:   
"Tochman dotarł nawet do polskich misjonarzy, którzy nawracali prymitywnych Rwandyńczyków z drogi zła na drogę wiary w Jezusa. Sami przychylili się do mordów, nie pomogli ofiarom w ucieczce czy w schronieniu. Nikt z dostojników kościelnych nie chce rozmawiać z pisarzem, fakty zostały ukryte i wymazane. Mury kościelne skrywają prawdę ociekającą ludzką krwią. W imię czego?".
I to jest też ważne pytanie. Po co i w imię czego przymykać oczy na bezradność i obojętność mediów, polityków, wojska (również międzynarodowego), a oskarżać tylko Kościół? Tragedia w Rwandzie domaga się pytań, ale warto by nie były one wybiórcze.

Pełna recenzja tutaj.