niedziela, 2 listopada 2014

"Mój dżihad" Aukai Collins

Mój dżihad
Aukai Collins

Wydawnictwo Ender. Sławomir Brudny
336 stron
literatura faktu, publicystyka
Napisać dobrą książkę nie jest łatwo. A jeszcze trudniej jest napisać dobrą książkę o swoim życiu. Podstawą w niej powinien być ciekawy życiorys. Aukai Collins na nudę w swoim życiu na pewno narzekać nie może. Gdy dodać do tego reporterski styl, w jakim prowadzona jest cała opowieść, czytelnik ma przed sobą niebanalną, przepełnioną mocnymi fragmentami książkę, która stanowi ciekawe literackie doświadczenie.

Intryguje już sam tytuł książki. Dżihad w końcu nie kojarzy się zbyt dobrze. Wielokrotnie to pojęcie jest nadużywane bądź używane nie w takim kontekście, jak powinno. Arabskie słowo dżihad oznacza zmaganie się z przeciwnościami. Na Zachodzie zostało błędnie utożsamione ze świętą wojną, ponieważ pojawia się w Świętym Koranie w kontekście wojny. (…) Czyn lub działanie staje się dżihadem, gdy spełnia podstawowe i określone w Koranie kryteria. Upraszczając, kiedy atakowana jest muzułmańska ziemia, a muzułmanie zabijani, pojawia się potrzeba dżihadu. W tym przypadku obowiązkiem każdego zdolnego do walki muzułmanina staje się przyjście z pomocą ofiarom. Ale nawet w takiej sytuacji dżihad rządzi się wieloma regułami. Nie można zabijać osób, które nie podejmują walki. Uprawy i drzewa nie mogą być niszczone, a trzoda zabijana. Nie wolno nawet atakować domów modlitwy innych wyznań, a muzułmanie nie mogą zmuszać nikogo do przejścia na islam. [s. 34] Aukai Collins wspomina ponadto, jak mocno na przestrzeni lat zmieniło pojmowanie tego hasła.

Mój dżihad to spisane losy Amerykanina, który postanowił przejść na islam i walczyć u boku mudżahedinów. Przeszkadzała mu niesprawiedliwość świata i okrucieństwa bliźnich? Przypadkowe spotkanie wywarło na nim aż tak mocne wrażenie, by z rzutu zmienić całe swoje życie? Chwilowa fanaberia młodego chłopaka, który niekoniecznie wie, czego chce? Trudne doświadczenia młodości, które wyklarowały taką, a nie inną życiową ścieżkę? Nie znalazłem żadnej informacji mówiącej o tym, że Czeczeni są muzułmanami albo że Rosjanie dopuszczają się okrucieństw (…), ani że wojna w tamtym miejscu jest elementem dżihadu. Jednakże brodaci rebelianci wyglądali jak mudżahedini, a dla mnie był to bardzo znajomy widok. [s. 79-80] Z całej historii wyłania się rys człowieka odważnego, choć szalonego. Czasami ta osoba nas drażni, innym razem śmieszy. Momentami myśli się o nim jak o infantylnym młodym mężczyźnie, który miał nową zachciankę. Innym razem nie wierzy się w poziom jego odwagi, graniczącej z głupotą. Jednak to wszystko sprawia, że obok książki ciężko przejść obojętnie, nietrudno o moc dyskusji na jej temat.

Chociaż Mój dżihad jest swego rodzaju autobiografią, nie brak tutaj fragmentów rodem z filmów akcji. Poszczególne elementy tej układanki odkrywają nie tylko bezsens wszystkich opisywanych okrucieństw, ale także niemoc wobec walki z terroryzmem. O Collinsie wiele można powiedzieć, ale na pewno szczerze i jednoznacznie podchodzi on do walki z niepotrzebną przemocą. W swojej książce odkrywa działania FBI i CIA przeciwko terrorystom, ukazując jednocześnie, jak bardzo Amerykanie nie potrafią sobie z nimi radzić, wyrzucając w błoto całą masę pieniędzy, tworząc wysoki poziom biurokracji, nikomu tym samym tak naprawdę nie pomagając.