niedziela, 30 stycznia 2011

"Blondynka śpiewa w Ukajali" - Beata Pawlikowska

O czym myślę, gdy słyszę: Ameryka Południowa? O mieście Inków, Azteków, o amazońskiej dżungli, cudnej roślinności, zwierzętach, które można spotkać tylko tam, o niesamowitych plemionach zamieszkujących do dziś tę dziką przestrzeń. Tego też spodziewałam się po książce B. Pawlikowskiej. A co otrzymałam w zamian?


Tego dowiecie się, klikając TUTAJ. Zapraszam na mojego bloga :)


Paideia

"Dzisiej narysujemy śmierć" - Wojciech Tochman

   Tochman przywalił mnie tą książką jakby ważyła tonę, a ma zaledwie 150 stron... O ludobójstwie w Rwandzie trochę się już naczytałam, film obejrzałam, ale reportaż polskiego twórcy spowodował, iż jestem w wielkim szoku; mam w głowie nowe połączenia, ale nie są to synapsy neuronów, a jelita ofiar. Litery układające się w słowa niejednokrotnie raniły oczy niczym ostrze maczety, a emocje zawarte między nimi potrząsały mną z niewiarygodną siłą, namacalnie niemal łapiąc za ramiona.




















   Obawiałam się, że reportaż ten będzie czytaniem już czytanego, przybranego jedynie w nową oprawę. Ale nie, nic podobnego. Tochman naprawę po coś do tej Rwandy jeździł, stawiał odkrywcze pytania, naświetlał problem z niedotykanej dotąd strony. Drążył nie dając się zbyć. Starał się zachować reporterski obiektywizm, ale nie wahał się wyciągnąć palec i stwierdzić: "To ty jesteś winny". Zamiast silić się jedynie na odkrywanie warstw ziemi z ofiar 1994 roku w poszukiwaniu nie wiadomo właściwie komu do czego potrzebnej  prawdy, Tochman zdziera maskę obłudy jaką obwarował się wobec nich świat.  
Na całość recenzji zapraszam serdecznie na mojego bloga: Kartek szelest.

Cuba libre. Notatki z Hawany.

Niskie zarobki, kłopoty ze zdobyciem porządnego ubrania i rozkwitająca w związku z tym sztuka samodzielnej produkcji ubiorów, brak dostępu do urozmaiconej żywności, cenzurowanie książek, które mogą być dostępne na rynku, brak lekarstw i porządnych szpitali, propaganda partyjna sącząca się z telewizorów i radia, państwo kontrolujące możliwie wiele aspektów życia obywatela, więzienie za sprzeciwianie się władzy - brzmi znajomo? Tak, niektórzy z nas to przeżyli i pamiętają, ci młodsi nieraz o tym czytali. Wspomnienia z Polski sprzed 1989 roku? Nic podobnego - to świeże wrażenia ze współczesnej Kuby.

Yoani Sánchez, trzydziestokilkuletnia Kubanka zarabiająca na życie sprzątaniem i nielegalnym oprowadzaniem turystów po Hawanie, pewnego dnia zaczęła opisywać codzienne życie w swoim kraju. Żeby umieścić swoje notatki w internecie, przekradała się do hotelu i udawała cudzoziemkę - jako Kubanka nie miałaby szans, żeby umieścić swoje zapiski w sieci. Pisała o tym, jak nie podoba jej się rzeczywistość w kraju, jak nieudolna jest władza, jak trudno żyje się na co dzień, w państwie, którego mieszkańcy nie mają dostępu do tak podstawowych - wydawałoby się - produktów, jak mleko czy mięso, gdzie władze reglamentują dostęp właściwie do wszystkiego, gdzie na czternaste piętro trzeba wchodzić piechotą, bo zepsutej windy nie ma czym naprawić. Sánchez ma umiejętność wybierania z rzeczywistości takich szczegółów, dzięki którym opisywane miejsca i zdarzenia stają przed oczami jak żywe. To wielki dar, coś absolutnie niewyuczalnego. Sánchez nie pisze o niczym nadzwyczajnym, notuje tylko to, co codziennie wokół siebie widzi. W jej tonie pobrzmiewa gorycz, zgryźliwy humor, rozczarowanie i jednoczesny bunt przeciw biedzie, przeciw poczynaniom partii, przeciw ciągłej cenzurze i przeciw przejawom rozkładu społeczeństwa.

Jest przy tym niezwykle uparta i mimo nacisków nie zamierza przestać pisać. Padają na nią absurdalne podejrzenia o działanie z ramienia CIA, musi uciekać się do coraz to nowych wybiegów i sztuczek, żeby móc się dzielić z czytelnikami swoimi obserwacjami. Choć blog zablokowano dla Kubańczyków, a jej samej zakazano wyjazdu z kraju - nie pozwolono jej odebrać żadnej z nagród, jakie otrzymała za to, co pisze na swoim blogu - nie przestaje pisać. W 2008 roku Time uznał ją za jedną ze 100 najbardziej wpływowych intelektualistów świata. Yoani Sanchez ironicznie komentuje, że jest prawdopodobnie jedyną osobą z tej listy, która myje swoje własne podłogi i brak jej pieniędzy na przejazd autobusem. Skromna kobieta, która nie ma możliwości, by wykorzystać swój dyplom filologa i zdolności informatyczne musi, okazuje się być niezwykle niezłomną osobą i nietuzinkową osobowością.

Jej blog, tłumaczony na bieżąco na kilkanaście języków, ukazał się w formie książki Cuba libre. Notatki z Hawany. Rewelacja; i mam tu na myśli zarówno styl, treść, jak i osobę autorki, która wykazuje się wielką odwagą i determinacją, by mówić światu, co dzieje się na Kubie poza strefami, które oglądają turyści.

Aperitif:

W latach osiemdziesiątych jechałam w radzieckiej lokomotywie, którą prowadził mój ojciec. Z siedzenia maszynisty zobaczyłam, że na torach, jakieś sto metrów przed nami, coś się rusza. To była krowa, przywiązana tak, że tylko łeb był na łasce pociągu. Zwierzę muczało i próbowało się wyrywać, bezskutecznie. Z niewinnością moich dziesięciu lat krzyknęłam do taty: "Zatrzymaj się! Krowa na torach!". Ale pociąg z trzydziestoma wagonami nie zatrzymuje się tak łatwo, a tym bardziej ze względu na zwierzę. Mój ojciec, ze spokojem kogoś, kto widział gorsze rzeczy na linii, wytłumaczył mi: "Nie martw się, właściciele sami je tak przywiązują, żeby zabił je pociąg i żeby mogli je zjeść. Mogą to zrobić tylko wtedy, gdy ja je przejadę". Kilka sekund później głuche uderzenie powiedziało mi, że ofiara się dokonała. Patrząc przez okno, dostrzegłam grupkę uśmiechniętych rolników, którzy biegli do martwego zwierzęcia.