sobota, 30 lipca 2011

Wielki bazar kolejowy, Paul Theroux


W tym roku więcej uwagi poświęcam literaturze faktu. Zawdzięczam to wyzwaniu czytelniczemu "Reporterskim okiem", ale tak naprawdę bardzo się cieszę, że mam wreszcie powód, by sięgnąć po książki, na które miałam ochotę, a na które nie zawsze znajdowałam do tej pory czas. O Paulu Theroux wyczytałam u nieocenionej Padmy z blogu "Miasto książek" i od razu nabrałam ochoty na bliższe spotkanie. Dodatkowym gwarantem jakości było też dla mnie znakomite wydawnictwo, które tę książkę przygotowało, a mianowicie - Czarne.

Reszta wrażeń na moim blogu. Zapraszam.

Jean Hatzfeld "Nagość życia. Opowieści z bagien Rwandy"

Historia Rwandy, 10-milionowego kraju położonego na południowym wschodzie Afryki, to pasmo niekończących się wojen domowych toczonych między plemionami Hutu i Tutsi.
Do rzezi dochodziło już wielokrotnie, ale dzień 11 kwietnia 1994 roku przeszedł do krwawej historii tego państwa jako początek trwającego 2 miesiące ludobójstwa. W owym czasie bojówki Hutu wycięły maczetami i dzidami około 2 milionów Tutsi. Świat przyglądał się temu z niedowierzaniem. Jean Hatzfeld, francuski reporter i korespondent wojenny, przebywał wówczas w Sarajewie. Pierwsze obrazy ludobójstwa zaskoczyły go w hotelowym pokoju w San Francisco, gdzie dla francuskiego dziennika relacjonował mistrzostwa świata w piłce nożnej. Jakiś czas później autor „Strategii antylop” wyjechał do Rwandy i spisał wspomnienia ocalałych z rzezi Tutsi. „Nagość życia. Opowieści z bagien Rwandy” są efektem przeprowadzonych wówczas rozmów. Książka jest również częścią rwandyjskiej trylogii. W Polsce ukazała się już trzecia część pod tytułem „Strategia antylop”, za którą autor otrzymał nagrodę imienia Ryszarda Kapuścińskiego. W październiku 2011 roku wydawnictwo Czarne wyda część drugą „Sezon maczet”, w której reporter przytacza świadectwa zabójców.

Do przeczytania całego tekstu zapraszam na stronę e-czaskultury.

czwartek, 28 lipca 2011

Dorosnąć w/do podróży


Paul Theroux „Wielki bazar kolejowy. Pociągiem przez Azję”

Paul Theroux w roku 1973 wybrał się w podróż pociągiem przez Azję. Celem jego podróży nie było jednak określone miejsce, ale sam fakt przemieszczania się oraz sposób w jaki się to robi. Orient Express, kolej transsyberyjska - słowa magiczne, słowa wytrychy, które uruchamiają wyobraźnię każdego podróżnika w tym również Therouxa. Propozycja wydawcy, mierny poziom literatury podróżniczej, chęć przeżycia przygody - to tylko niektóre czynniki, które zdecydowały o tym, że podróż  rozpoczęta w Londynie zakończyła się cztery miesiące później w tym samym mieście. Podróż, która miała być wielką przygodą, okraszoną barwnymi obrazkami i nietuzinkowymi dialogami z przygodnie spotkanymi współpasażerami, stała się niełatwą drogą do pełnej świadomości sensu i istoty peregrynacji. Drogą niełatwą, lecz satysfakcjonującą i co ważne w kontekście czytelnika – szalenie interesującą...

Całość recenzji - zapraszam na moją stronę >>TUTAJ

wtorek, 26 lipca 2011

Melchior Wańkowicz - Ziele na kraterze

 
 Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy PAX, 1957
Pierwsze wydanie: 1950
Stron: 502

Wcześniej nie czytałam jego utworów, więc pierwsze co mi się rzuciło w oczy to język: zupełnie inny, bardzo wyróżniający go z tłumu innych polskich pisarzy. Giętki, błyskotliwy, pomysłowy. Niesztampowy, opisujący prozaiczne sytuacje jakby się było świadkiem cudu stworzenia. Pełen  neologizmów i coraz to nowych przydomków dla często tych samych rzeczy. Polszczyzna pierwszej klasy. Przewrotnie bohaterem książki został Domeczek - królestwo Wańkowiczów, jako metafora rodziny i spajających ją więzów. Impulsem do pisania były dzieci: Krystyna i Marta. Wszystko zaczyna się od ich narodzin, rośnięcia, dorastania, dojrzewania. I kończy się też życiem, mimo wszystko. W trakcie lektury przyczaiła mi się w głowie głupawa myśl: toż tę książkę należy rozdawać za darmo coby odwaliła większość polityki prorodzinnej. Wańkowicz rodzinę miał faktycznie nieprzeciętną, a pisze o nich w taki spoosób, że nagle człowiek ma ochotę wyhodować małą kolekcję własnych fasolek.
 
Ocena: 5/6
zdjęcie stąd (możliwe, że moja okładka właśnie ta wygląda)
 
C.d. u mnie --> Mikropolis

***
Informuję też, że zgodnie z moim planem w maju czytałam Blondynkę w dżungli Beaty Pawlikowskiej, jednak poddałam się po 80 str. Jej książki są dla mnie niestrawne, nisko oceniłam też Poradnik globtrotera. Liczyłam na opis konkretnej podróży, a dostałam zbiór dość nudnawych anegdot i opowiastek z różnych okresów, silenie się na zaskakującą puentę i dowcip. Zero podroży jako takiej. Żadnego zaskakującego spojrzenia na swoją podróż, na inną kulturę. Zwyczajnie się wynudziłam. Tym samym nie zamierzam więcej sięgać po książki tej autorki. W literaturze podróżniczej szukam czegoś innego.

niedziela, 17 lipca 2011

"Z Miśkiem w Norwegii. Jak łatwo i tanio podróżować z dzieckiem po świecie" Aldona Urbankiewicz

To co najbardziej mi się w tej książce spodobało, to bardzo zdrowe podejście Państwa Urbankiewiczów do tematu rodzicielstwa. Chociaż ich miłość do małego Mikołaja jest wielka, to jednak nie przysłania im całego świata i kierując się słowami Monteskiusza, że "Rodzice zaszczepiają swoim dzieciom nie swą inteligencję, lecz swe namiętności" postanawiają oni nadal realizować swoje podróżnicze marzenia, co moim zdaniem jest godne podziwu i sprawia, że dziecko od małego uczy się, że świat to nie tylko zabawki w jego pokoju, a jedna wielka przygoda gdziekolwiek się nie spojrzy. Opowieści pani Aldony są tego najlepszym przykładem - mały Misiek z dziką radością szaleje na skandynawskich bezdrożach, zaprzyjaźnia się z reniferami, zachwyca Św. Mikołajem, zbiera kamienie, pluska się w strumykach, podbija serca współpasażerów na promie, tańczy przy kempingowym ognisku, a mógłby przecież w tym czasie siedzieć w przytulnym domku i oglądać bajkę w telewizorze... Chociaż opisów Miśkowych wyczynów w książce nie brakuje, to trzeba przyznać, że są one na tyle wyważone, że nawet bezdzietny czytelnik nie powinien czuć przesytu, a to już nie lada sztuka. Być może dzieje się tak za sprawą tego, że autorka nie skupia się jedynie na tej podróży, a na swojej miłości do Norwegii w ogóle i bardzo często przeplata opowieści z dnia minionego ze wspomnieniami ze swojej pierwszej podróży do kraju wikingów, jeszcze za czasów "bezdzietnych", co tworzy w sumie bardzo ciekawą całość i niejako uzupełnia wiedzę o pewnych zakątkach wartych uwagi, a z powodu ograniczeń czasowych pominiętych tym razem...

Więcej na moim blogu.

środa, 13 lipca 2011

"Sztuka politycznego morderstwa, czyli kto zabił biskupa" - Fransisco Goldman

   Gwatemala - małe państewko w Ameryce Łacińskiej borykające się z bagażem problemów wewnętrznych przewyższającym jego siły. Latami drążył je robak społecznych nierówności, ucisku szarych obywateli ze strony zarówno rządzących, jak i wojska, targane było ogniem krwawej i niehumanitarnej wojny domowej, podczas której zdeptano fundamentalne prawa człowieka. Lecz w końcu znalazł się ktoś, kto pragnął uciszyć rozszalałe demony zniszczenia, pragnął przywrócić w swoim kraju wartości i podeprzeć rozchwianą moralność; chciał poprowadzić Gwatemalę ku lepszemu. Człowiekiem tym był biskup Gerardi. 26 kwietnia 1998 roku został on brutalnie zamordowany.
   Na całość recenzji zapraszam do mnie: Kartek szelest.
 

niedziela, 10 lipca 2011

Gringo wśród dzikich plemion, Wojciech Cejrowski


Długo się do tej książki zabierałam. Na początku polecała mi ją gorąco Biblionetka, ilość osób, które oceniały ją pozytywnie zaiste robi wrażenie. W zeszłym roku podczas powrotu z Mazur kupiłam ją w Mrągowie z rąk autora i mam nawet jego autograf oraz zdjęcie jako namacalne dowody tegoż faktu. A mimo to nie mogłam jakoś się przekonać, chociaż mój mąż zapłakiwał się ze śmiechu i nie mógł oderwać, podobnie znajomi. Problem polega na tym, że nie podzielam poglądów Wojciecha Cejrowskiego, a jego niektóre zachowania niesamowicie mnie drażnią. Postanowiłam jednak spotkać się z nim wyłącznie jako podróżnikiem, a w tym zakresie trzeba mu przyznać ma bogate doświadczenie i co więcej umie o tym doskonale pisać.

Dalszy ciąg recenzji na moim blogu. Zapraszam.

poniedziałek, 4 lipca 2011

Mariusz Szczygieł, Niedziela, która zdarzyła się w środę


Szczygieł w swych tekstach skupia się przede wszystkim na zwykłym, przeciętnym człowieku. Przedstawia próby Polaków odnalezienia się w nowym ustroju. Poznajemy zatem pracowników firmy Elwro, którzy zostali zwolnieni po przejęciu zakładu przez niemiecki koncern, zaglądamy do listów pisanych do Rzecznika Praw Obywatelskich, w których zawarte są bolączki ówczesnego obywatela polskiego, czytamy historię Henryka Tkaczyka z Tomaszowa Mazowieckiego- szefa fabryki makaronu, który znęca się psychicznie nad pracownikami, by dzięki temu podbudować swe chore ego. 
Do przeczytania całego tekstu zapraszam na swojego bloga.

niedziela, 3 lipca 2011

Podróże z Charleyem - John Steinbeck

John Steinbeck - Podróże z Charleyem
Wydawnictwo SAWW
Rok wydania cop 1991
ISBN 83-85066-34-9
Ilość stron 268



Noblista reporterem? A dlaczego nie?
"Kiedy byłem bardzo młody i czułem natarczywe pragnienie znalezienia się gdzie indziej, ludzie dojrzali zapewniali mnie, że dojrzałość uleczy te zachcianki"


     Nie uleczyła. Steinbeck w wieku 58 lat rusza w drogę, by szukać Ameryki. Czyni niezbędne przygotowania. Przystosowuje do drogi ciężarówkę -  Rosynanta, zabiera psa, który ma być lekarstwem na samotność i rusza w drogę, by Ameryki szukać... w ludziach.
     Powinnam peany prawić na cześć noblisty, ale szczerze powiem,   że z książką kontaktu złapać nie mogłam. Przesilenie wiosenne, zmęczenie materiału? Podczas czytania myśli uciekały gdzieś w zupełnie inne rejony i podróż ze Steinbeckiem na dobre mi nie wychodziła. Około trzeciej części drogi nasze się zeszły i nie musiałam wracać kilkakrotnie do stron przeczytanych. 
     Książka mnie zaskoczyła - "Podróże z Charleyem. W poszukiwaniu Ameryki"  to książka nie o  Ameryce w sensie geograficznym, krajoznawczym, a o ludziach. Steinbeck chce poznawać ludzi, szuka z nimi kontaktów, rozmawia, poznaje ich problemy, życie, poglądy.  Odwiedza rodzinne strony, przyjaciół.  Porusza problem rasizmu, z którym się nie godzi. 
To również książka o psie, tytułowym Charleyu, który jest towarzyszem doli i niedoli w podróży. Autor i Charley wspierają się nawzajem. I w zdrowiu, i w chorobie. A więc książka nie tylko dla fanów Steinbecka, ale także dla miłośników psów i ... indyków. 

Szkoda, że w książce nie ma fotografii, urozmaiciłyby zapis tej niecodziennej podróży. Czy w ogóle istnieje jakaś dokumentacja fotograficzna? Może warto by poszukać?
     Książka została wydana w roku 1962 i zbiegła się z przyznaniem autorowi nagrody Nobla.   Trzeba przyznać, że Steinbeck jest autorem lubianym i czytanym. Cóż, moje "przepychanki" z książką raczej z winy mojego braku koncentracji niż autora, bo jak większość czytających, Steinbecka lubię. Zatem książka do ponownego czytania w stosowniejszym dla mnie okresie.  

piątek, 1 lipca 2011

Żyjący z wilkami

Shaun Ellis, Penny Junor
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2011

Żyjący z wilkami to świetna (auto)biografia człowieka, który poświęcił się realizacji pasji zrodzonej w dzieciństwie, spisana przez Penny Junor. Shaun Ellis, bohater i narrator tej niesamowitej historii, wiele lat przeżył wśród wilków, w tym kilka miesięcy dosłownie, jako członek wilczej watahy. Nikt przed nim nie dokonał chyba czegoś takiego. To nie jest opowieść o dziecku porwanym albo porzuconym i wychowanym przez wilki, Shaun Ellis świadomie, jako dorosły już człowiek, dokonał wyboru i dobrowolnie przystał do stada na prawach samca omega, czyli – jak się powszechnie uważa, ale co według niego rozmija się z prawdą – najniżej postawionego osobnika w wilczej watasze.

Książka wciąga, miejscami jest jak najlepsza powieść przygodowa, a spostrzeżenia autora i opis wilczych zwyczajów odbiegają zarówno od oficjalnej wiedzy o tych zwierzętach, jak i od stereotypów. Nie wszystkie jego eksperymenty się powiodły, a większość wniosków nie znalazła uznania naukowców, ale to nie jest istotne dla mnie jako czytelnika. Ja po prostu z przejęciem czytałam o wszystkich wyrzeczeniach Ellisa i o tym, czego w zamian doświadczył. 

Czułam, że ta książka mi się spodoba, gdy tylko przeczytałam o niej w zapowiedziach na jednym z książkowych portali internetowych. Kupiłam ją i choć przy obecnych cenach nowości nieczęsto zdarza mi się uznać, że książka warta była wydanych pieniędzy, to w tym przypadku tak właśnie jest, zarówno ze względu na treść, jak i poziom wydania. Kilka pięknych i rozczulających zdjęć, powoduje, że chciałoby się obejrzeć jeszcze więcej. Ale najpiękniejsza w tym wszystkim jest dla mnie opowieść o wilkach i o człowieku, który pokochał je tak, że postanowił żyć razem z nimi.
Więcej na moim blogu. Zapraszam.