środa, 17 października 2012

Gottland - Mariusz Szczygieł

Pamiętam, jak Szczygieł mignął mi w Teleexpressie. Kamera prześlizgnęła się po pokoju pełnym książek, a autor rozpływał się w uwielbieniu dla naszych południowych sąsiadów. No więc w książce nie widzę tej miłości, nie czuję żadnego uwielbienia. Zbiór reportaży pokazuje Czechy komunistyczne, szare, straszne. To - mam wrażenie - ten sam kraj, który został zobrazowany w Życiu na podsłuchu (tylko język inny). Jeżeli myśmy byli najweselszym barakiem w komunie, to Czesi byli jak ten szezlong (w kącie stoi i się boi). W reportażach widać jak wielka różnica jest między nami - niby Słowianie, a jacyś inni... Fakt, książka jest napisana dobrze, nawet bardzo dobrze, chociaż na początku nie mogłam się przestawić na zdania jak z telegramu. No bo właściwie, co ja wiem o Czechach? Że Milos Forman, że Szwejk, Jablonex i oczywiście Karel Gott. I wszystko? Gottland może nie jest szczególnie wyczerpującą monografią kraju, ale Szczygieł stara się nas zaskoczyć, podrzuca takie nieoczywiste smaczki, jak historia Pochodni numer jeden i Pochodni numer dwa, albo świetnie napisaną opowieść o pomniku Stalina. Myślę, że nie zapomnę o tej książce, tak jak pamiętam wspomnienia Camusa z wycieczki (wycieczki?) do Pragi (kminek do wszystkiego). No i chyba tylko ja nie spacerowałam po Pradze śladami Franza Kafki, ale wszystko przede mną... Więcej na stronie: http://sprawydomowe.blogspot.com/