piątek, 3 lutego 2012

"Niemiecka jesień. Reportaż z podróży po Niemczech" Stig Dagerman

Wydawnictwo: Czarne
wydanie:  styczeń 2012
liczba stron: 112
wymiary: 125 x 195 mm
ISBN: 978-83-7536-344-9 


Szczerze... To nie wiem, co napisać. Dawno już nie czytałam takiej książki, która wywołałby u mnie takie ambiwalentne odczucia. 

Mamy tu krajobraz po bitwie. Jest rok 1946. Bura, deszczowa jesień. Miasta zrujnowane po nalotach. Wokoło tylko zgliszcza, walące się budynki. Ten świat składa się z głodujących górników, szarych kamienic o walących się fasadach, szarych ludzi z piwnic, pustych pólek w piekarniach, dzieci wychodzących na ulicę, aby zdobyć parę ziemniaków, umalowanych młodych dziewczyn oddających swoje ciało za mydło i konserwy. Wszędzie widać przepełnione pociągi, przywożące ludzi ze wschodu, których nikt tu nie chciał. A dokoła panowało tylko rozgoryczenie, frustracja i brak nadziei. Tak wyglądały niemieckie miasta po przegranej wojnie, po alianckich nalotach. 

I tutaj pewnie ktoś powie: "dobrze im tak", "to sprawiedliwość dziejowa", "niech teraz cierpią", "niech głodują", "wywołali w końcu wojnę: rabowali, wywozili i gwałcili", "produkowali mydło na bazie ludzkiego tłuszczu"! No i w końcu czym są te ich straty w porównaniu ze stratami innych narodów. Berlin był zniszczony w około 50%, Warszawa - w 90%. Po tej niemieckiej jesieni, szybko nastąpiła u nich wiosna, rozkwit. W latach siedemdziesiątych XX wieku Niemcy były już potęgą gospodarczą. A w Polsce? Wiosny długo nie było widać. Rozkwitu gospodarki? - próżno szukać. A czy u nas nie było pustych półek, głodu, ruin i zgliszcz. Były i to większe! A czy ktoś dał wybór polskim kobietom, czy ktoś pytał ich o zdanie, gdy najpierw przyszli Niemcy, a potem Rosjanie. 
 
 Więcej u mnie