wtorek, 31 maja 2011

"Samsara" na drogach, których nie ma

W hinduizmie i buddyzmie samsarą nazywamy wędrówkę dusz, nieustający cykl zmiany, narodzin i śmierci, w którym kolejne wcielenie jest wynikiem działań w życiu obecnym. „Samsara. Na drogach, których nie ma” to także najnowszy tytuł książki Tomka Michniewicza – czym dla niego jest samsara?
„W podróży życie jest prostsze. Nie zastanawiasz się nad swoją przyszłością, tylko nad tym, gdzie tego dnia będziesz spać.”
Książka oparta jest o relację z podróży po krajach azjatyckich. Autor dopełnia ją licznymi zdjęcia i odnośnikami doportalu, gdzie można doprawić swoją wyobraźnię muzyką i jeszcze większą ilością fotografii. W trakcie czytania „Samsary” nie istniał dla mnie świat. Utopiłam się w morzu poszukiwaniach hinduskich dziadugarów (czarowników), przedzieraniu się przez laońską dżunglę, zjadaniu jadowitych węży i pijąc trunki z bijącym sercem węża w Wietnamie, rozmowach z naczelnym dowódcą obozu partyzantów w Nepalu czy poszukiwaniach kambodżyjskich przemytników sztuki.

sobota, 28 maja 2011

Proszę Państwa będzie wietrznie! "81:1. Opowieści z Wysp Owczych" Marcin Michalski, Maciej Wasielewski


 "81:1. Opowieści z Wysp Owczych" Marcin Michalski, Maciej Wasielewski

Wiatr. Wiaterek. Wietrzyk. Podmuch. Zefir. Zefirek. Bryza. Powiew. W języku polskim istnieje niewiele  słów opisujących to mało komfortowe zjawisko atmosferyczne. I dobrze. To bowiem oznacza, że mamy to szczęście, iż żyjemy w regionie mało wietrznym. Na Wyspach Owczych określeń tych jest około 350. Drugie zaszczytne miejsce zajmuje deszcz. Słów synonimicznych względem opadu jest szacunkowo 250. Autorzy książki Marcin Michalski i Maciej Wasielewski zapraszają nas zatem do krainy niezwykłej, nie tylko ze względu na pogodę (może trafniej niepogodę), do miejsca dziewiczego, nieskalanego komercyjną turystyką, gdzie wśród 50 000 mieszkańców wysp rankingi popularności wygrywa właśnie witryna stacji meteorologicznej. Miejsce niewątpliwie warte poznania! Zatem po peleryny i to biegiem, bowiem drodzy Czytelnicy jedziemy na „Owce”.

Całość recenzji >> TUTAJ 

Zapraszam :)


czwartek, 26 maja 2011

Geert Mak - Most

autor: Geert Mak
tytuł: Most
wydawnictwo: Czarne
rok wydania: 2011
ilość stron: 144
ocena: 4.5 / 6
 

 
Mam ogromny sentyment do Stambułu. Pewnie dlatego, że to jedyne miasto przesycone orientem, które do tej pory udało mi się zobaczyć. Byłam tam tylko dwa dni, zakochałam się bardziej niż po tygodniu spędzonym w każdym innym europejskim mieście. Oczarowana nawoływaniem muezina, oniemiała bogactwem zabytków i zapachów, z rozpływającą się w ustach chałwą wnikałam w zakamarki istambulskich uliczek. Najbardziej europejskie z muzułmańskich miast podbiło moje serce.
Literatura muzułmańska od dawna była mi szczególnie bliska, po krótkiej wizycie w Turcji zapragnęłam wracać do niej choćby na kartach książek. Gdy w zapowiedziach wydawniczych natknęłam się na „Most” G. Mak`a z miejsca wpisałam go na mą priorytetową czytelniczą listę.

Stambuł, jedyne na świecie miasto położone na dwóch kontynentach Europy i Azji. Tu stykają się nie tylko kontynenty ale i dwie odmienne kultury, które przenikając tworzą niesamowitą mieszankę barw i kontrastów.
To tu, wśród wielu mostów scalających miasto unosi się tytułowy Most Galata
„Most wznosi się nad szerokim ujściem rzeki łącząc dwie najstarsze dzielnice miasta, a zarazem jakby jego dwa oblicza: południowe, konserwatywne, zwrócone na Wschód, i północne, z liczącymi wiele stuleci ambasadami i pałacami kupców przesiąknięte mentalnością Zachodu i lekkością nowoczesnego życia”.
 
ciąg dalszy...  KLIK

sobota, 21 maja 2011

Wyznawcy. Jak Ameryka dała się naciągnąć Bernardowi Madoffowi na 5 miliardów dolarów

Wyznawcy. Jak Ameryka dała się naciągnąć Bernardowi Madoffowi na 5 miliardów dolarów (The Believers. How America Fell for Bernard Madoff's $65 Bilion Investment Scam), Adam LeBor, przełożył Antoni Górny, MUZA, Warszawa 2011



Tak, wiem, okładka jest fatalna, a tytuł sensacyjny, dlatego ze zdziwieniem skonstatowałam, że książkę LeBora czyta mi się przyjemnie. To pewnie dlatego, że publikacja ma zupełnie inny charakter niż myślałam, że będzie miała. Pierwszym miłym zaskoczeniem były liczne odwołania autora do historii, te mnie od razu ujęły. Nie jest to więc krótkie, sensacyjne dziełko traktujące o oszuście finansowym, ale znacznie bardziej wnikliwe studium poświęcone Madoffowi i chciwości.

c.d. SMIETANKA LITERACKA

"Zrób sobie raj" Mariusz Szczygieł


W reportażach Mariusza Szczygła zakochałam się wiele lat temu, gdy czytywałam je sobie w "Dużym Formacie". Później wyszedł Gottland, zbiór tekstów o Czechach i w ramach zapoznawania się z finalistami Nike nie mogłam go pominąć. Książka przyniosła dziennikarzowi zasłużoną sławę oraz cały szereg nagród. Dlatego na wieść, że wychodzi kolejna pozycja Szczygła o Czechach od razu poczułam dreszczyk czytelniczego podniecenia. I oczywiście nie zawiodłam się. Zrób sobie raj to pozycja równie znakomita jak Gottland.

Więcej na moim blogu.

piątek, 20 maja 2011

Świat według reportera

USA - Świat według reportera - Piotr Kraśko
Bliski Wschód - Świat według reportera - Piotr Kraśko

Wydawnictwo G+J
Warszawa 2011
96 stron

Piotr Kraśko to dziennikarz, którego nie trzeba przedstawiać. Wielokrotnie relacjonował najważniejsze wydarzenia z wielu miejsc na świecie. Na ten rok Wydawnictwo G+J zaplanowało wydanie serii National Geographic Świat według reportera, w skład której wchodzą książki z relacjami Piotra Kraśki z pobytu na Alasce, w USA, w Afryce, na Bliskim Wschodzie, w Ameryce Łacińskiej oraz we Włoszech. Seria ta jest wydana w małym formacie, ale mimo to zawiera dwie wkładki z niepowtarzalnymi zdjęciami, które przybliżają opisywane wydarzenia.

Opowieści Piotra Kraśki są reporterskimi zapiskami, które można wykorzystać do zrelacjonowania wydarzeń w Wiadomościach ;-) Pisane są lekkim, oszczędnym językiem. Czyta się je szybko i lekko. Zdecydowanie nie są to suche relacje. Są tam ciekawostki, których w wiadomościach podać nie można, zabawne momenty, trafne spostrzeżenia, opinie poznanych osób. Piotr Kraśko dzieli się z czytelnikami informacjami o swoich ulubionych miejscach.

Bliski Wschód - Hezbollah, Nasrallah, Al-Dżazira, maronici, druzowie, szyici, sunnici - po przeczytaniu książki Bliski Wschód ułożenie mozaiki z tych pojęć nie byłoby już dla mnie aż takim wyzwaniem jak dotychczas. Kraśko w bardzo przystępny sposób wyjaśnia sytuację panującą w tym "gorącym" rejonie. Wszechobecna niepewność i nieuniknione cierpienie to dla mieszkańców Bliskiego Wschodu to chleb powszedni. Można tam żyć, z tym że to życie jest zupełnie inne niż to, które znamy.

USA - kraj, którego nie da się opisać w kilku słowach. Nie pozwalają na to różnorodność i rozległość. Biały Dom, teksańskie rancza, ogrom Gór Skalistych, natchniony Nowy Orlean - o tym można tu poczytać. 

Więcej na moim BLOGU.

niedziela, 15 maja 2011

Kolor: czerwień. Zapach: czerwień


 „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” Swietłana Aleksijewicz

Recenzji tej książki nie powinno być. Czytając publikacje Aleksijewicz trudno nie oprzeć się wrażeniu, że interpretacja „Wojny…” to nadbudowa, która zaciera pierwotne znaczenie Świadectw, samego tekstu. Przy tym wydawnictwie można wyraźnie poczuć, że zrecenzować tekst Białorusinki to nic innego jak nieudolna próba przekładu tego co znalazło się w książce. Powinnam pozwolić mówić samym bohaterkom – żołnierkom (jak to słowo absurdalnie brzmi w formie żeńskiej!) tak jak w przeważającej części tekstu zrobiła to sama autorka. To by wystarczyło. Wystarczyło, aż nadto żeby spróbować zrozumieć istotę i sens cierpienia. (Bez)sensu wojny!
***

Wojny powinno się opisywać fizjologią, wtedy nie byłoby powtórek z historii. Odcięte kończyny, odmrożenia, sczerniałe policzki, wypadające włosy, zęby, paznokcie… Wojny by nie było, jestem przekonana.

Zapraszam do przeczytania całej recenzji  >>TUTAJ

Heban

Ryszard Kapuściński
Czytelnik, Warszawa 1998

Heban to owoc wielokrotnych podróży i pobytów autora w Afryce, od 1958 roku aż po lata dziewięćdziesiąte. Praca w Afryce od początku była marzeniem Kapuścińskiego, poznał ten kontynent jak pewnie niewielu Białych, przejechał go ze wschodu na zachód i z powrotem. A że jego zainteresowania Afryką wykraczały daleko poza zawodowe obowiązki korespondenta, nie ograniczał się do śledzenia wydarzeń z jakiegoś dobrego hotelu w jednej z nadmorskich stolic. Pchał się wszędzie tam, gdzie coś się dzieje, w wir zamachów stanu (Zanzibar) i w pobliże wojen domowych (Stygnące piekło). Ale i tam, gdzie nie dzieje się nic, gdzie toczy się zwykłe, codzienne życie Afrykanów, na prowincję, do wiosek (Będzie święto, Dzień we wsi Abdallah Wallo) i obozów dla uchodźców (Ci ludzie, gdzie są?), do których nie prowadzą żadne cywilizowane drogi. 
 
Reportaże zebrane w Hebanie są zapisem nie tylko tego, co autor widział i czego sam doświadczył. Kapuściński pisze w nich też o historii i polityce. Dzieli się z czytelnikiem swoimi przemyśleniami na temat przyczyn tego, jak wygląda afrykańska współczesność i powodów, dla których Afrykańczycy są, jacy są. Byłoby bardzo na wyrost powiedzieć, że można dzięki niemu poznać Afrykę, z jej różnorodnością ludzi, zwyczajów, wierzeń. Natomiast stwierdzenie, że bardzo ją czytelnikowi przybliża i pomaga zrozumieć, wydaje mi się jak najbardziej uprawnione. Po lekturze Hebanu czytelnik, który dotąd opierał się tylko na pokutujących u nas mitach, inaczej patrzy na ten kontynent, a przede wszystkim na jego rdzennych mieszkańców. 
 
Dzięki pasji Kapuścińskiego i jego dążeniu do zobaczenia prawdziwego oblicza Afryki, dzięki świetnemu zmysłowi obserwacji i umiejętności przelania tego na papier możemy przenieść się w miejsca, do których sami pewnie nigdy byśmy nie dotarli. I choć coraz więcej z nas spełnia swoje marzenia o podróżach dalekich i bliskich, to jednak każdy ma jakąś granicę, poza którą się nie ruszy z braku czasu, pieniędzy, zdrowia albo ze strachu.. Ale za sprawą takich ludzi jak Ryszard Kapuściński, możemy sobie poczytać o miejscach dla nas niedostępnych. To oni się za nas pocą, oni umierają z pragnienia, to ich gryzie robactwo i to oni ryzykują złapanie tropikalnej choroby. I za to właśnie ich uwielbiamy i podziwiamy.

Więcej na moim blogu. Zapraszam.

sobota, 14 maja 2011

"Podróżnik WC" Wojciech Cejrowski

Wojciech Cejrowski od 1985 roku jeździ z wyprawami tam, gdzie przyroda jest wciąż dzika, czyli na takie tereny, gdzie człowiekowi trudno wytrzymać. Do tego, jak sam twierdzi, nie jest potrzebna odwaga bohatera, tylko samozaparcie muła. Nie trzeba być dzielnym, lecz wytrzymałym, odpornym, cierpliwym i upartym. 

"Podróżnik" to tyle co "notatnik z podróży" - zeszyt, w który można zapisać  na bieżąco różne historie, myśli i wydarzenia. 

A owy "Podróżnik" wcale nie jest nową pozycją. Po raz pierwszy ukazał się w 1997 roku. Miał być pierwszym z wielu cienkich zeszytów, składających się  na autorski cykl książek. Nie wyszło. Światło dzienne zobaczył tylko tom pierwszy, który na przestrzeni kolejnych lat można było nabyć wyłącznie na aukcjach internetowych. Podróżnik obrósł legendą, jednak Wojciech Cejrowski nie chciał zgodzić się na wznowienie. Tak było do 2010 roku, kiedy to ukazało się drugie wydanie książki. Wydanie zupełnie nowe – poprawione, uzupełnione, rozbudowane. Dopieszczone w najdrobniejszych szczegółach przez Autora. 
 
"Podróżnik WC", w odróżnieniu od pozostałych książek Cejrowskiego, jest zbiorem różnych opowieści. "Gringo wśród dzikich plemion" i "Rio Anaconda" są jedną wielką historią, natomiast ta pozycja to powiązanie rozmaitych przygód. I jak zawsze czyta się to lekko i szybko, ale... 
Właśnie tu będzie jakieś 'ale'.

Najpierw jednak plusy. Podobał mi się opis miasta-Meksyk, wspomnienie babci Władysławy, ciekawostki dotyczące poszczególnych narodowości,  anegdoty i niektóre rady.  I na tym niestety koniec plusów. Zabrakło mi fascynacji, z jaką opisywał mieszkańców dzikich terenów w "Gringo...", pasji, z jaką wspominał zielone plamy, czyli miejsca wprawdzie formalnie odkryte, ale jeszcze nie zdobyte.  

Poza tym tytuł i okładka książki mówią same za siebie. Nie ma tu fascynacji przebytymi podróżami, a fabuła skupiała się na Autorze, jego dolegliwościach, wywodach oraz samej osobowości. Cejrowski momentami staje się pyszny, wyniosły, a czasami chamski. Myśli stereotypami, próbuje być moralizatorski i często się powtarza, i sam sobie zaprzecza. Ale może, gdybym ja, była w tylu krajach, w tylu dzikach miejscach, też by we mnie urosło poczucie megalomani. Może?

Summa summarum książka warta przeczytania, ale "Gringo..." przeczytałabym z przyjemnością jeszcze raz, a "Podróżnika WC" już niekoniecznie.  

recenzja też u mnie Zapraszam!

czwartek, 5 maja 2011

Granica (nie)zrozumienia


"Obwód głowy" Włodzimierz Nowak

Jedną z najbardziej wyrazistych i ważnych scen z filmu Agnieszki Holland „Europa, Europa” jest ta w której główny bohater Sally, chłopak żydowskiego pochodzenia, trafia do niemieckiej szkoły Hitlerjugend i zostaje uznany za rasowego i idealnego aryjczyka ponieważ posiada „perfekcyjne” proporcje ciała, w tym również podręcznikowy obwód głowy. Lekcja anatomii w nazistowskim wydaniu. Ten jeden mały, ale szalenie ważny epizod wyjaśnia i demaskuje absurd hitlerowskich założeń co do czystości rasy. Założeń opartych na fałszywych przesłankach. Trafniej kulturalna norma, determinująca istnienie (precyzyjniej miliony istnień). Podobnie jak stosunki polsko-niemieckie, pełne przesądów i niezrozumienia. Okraszone „zła historią”. Gdzie nadrzędnym czynnikiem określającym wzajemne relacje okazują się konflikty i krzywdy, wzajemna nieufność, szczególnie tragizm nazizmu. Graniczne tak blisko, mentalnie setki kilometrów dystansu. Dystansu, który próbuje zrozumieć i opisać Włodzimierz Nowak w  książce „Obwód głowy”.

Zapraszam do lektury całej recenzji >>TUTAJ