poniedziałek, 5 grudnia 2011

Uśmiechy Bombaju

Jaume Sanllorente
Świat Książki, Warszawa 2010

Gdyby dziesięć lat temu ktoś powiedział Jaumemu Sanllorente, jak potoczy się jego życie, pewnie obśmiałby się z niedowierzaniem. Ten trzydziestopięcioletni dziś Hiszpan był wówczas dziennikarzem w czasopiśmie ekonomicznym, a w weekendy dorabiał w jednej z najlepszych restauracji w Barcelonie. Ale widocznie co innego było mu przeznaczone. W 2004 roku założył fundację „Uśmiechy Bombaju” zajmującą się hinduskimi dziećmi, osieroconymi albo z ubogich rodzin, i prowadzi ją do dziś. W książce, której dał tytuł od nazwy swojej fundacji, opisuje, jak doszło do tego niezwykłego zwrotu w jego życiu. Tym bardziej niespodziewanego, że lubił swoje dotychczasowe życie i nie zamierzał go zmieniać. 
 
Przypadek sprawił, że na cel swoich długo odkładanych wakacji wybrał Indie: pojechał zwiedzić Delhi, Dżajpur, Agrę i Waranasi. Początkowo ten kraj go przerażał, otaczający go wszędzie żebracy, setki półnagich dzieci, bawiących się odpadkami, masy bezpańskich psów. W Nepalu, o który zahaczył na końcu, spotkał się z założycielką organizacji pomocowej, ratującej dziewczynki przed prostytucją. To było jego pierwsze zetknięcie się z organizacją charytatywną i wywołało wyrzuty sumienia, że tak długo pozostawał obojętny na ludzką niedolę. 
 
Po powrocie Indie nie dawały mu spokoju, po kilku miesiącach znów pojechał, tym razem do Bombaju. Zaczął odwiedzać dzielnice slamsów, do których nie zapuszczają się nie tylko turyści, ale nie chcą tam jeździć nawet taksówkarze. Opisy tego, co zobaczył, są po prostu wstrząsające, szokujące dla nas Europejczyków. I ogarnęło go, jak pisze „dziwne poczucie odpowiedzialności za całą tę nędzę, na którą tak niewiele mogłem poradzić”1. Ostatniego dnia przed wyjazdem postanowił jeszcze odwiedzić jakiś sierociniec, żeby później, w Hiszpanii, napisać artykuł i przynajmniej w ten sposób spróbować pomóc. Los chciał, że trafiło na sierociniec, któremu grodziła likwidacja. Wtedy podjął decyzję, że musi te dzieciaki uratować. 
 
Więcej namoim blogu. Zapraszam.

1s. 41.