niedziela, 29 lipca 2012

J.-M. G. Le Clézio, Raga. Ujrzałem niewidzialny kontynent

Jean-Marie Gustave Le Clézio, Raga. Ujrzałem niewidzialny kontynent
Państwowy Instytut Wydawniczy

To moje drugie, a zarazem jakby pierwsze – bo totalnie inne – spotkanie z francuskim noblistą. Poprzednio sięgnęłam po bardzo wczesną (z 1970) powieść eksperymentalną WojnaTym razem inna forma, inna tematyka, inny styl: Raga. Le Clézio dużo podróżował i owocem tego są dość liczne książki podróżnicze. Raga na polskim rynku ukazała się w 2009 roku, a powstała trzy lata wcześniej, więc od Wojny upłynęło niemało czasu i wiele się w pisarstwie Le Clézio zmieniło.

W swojej książce autor zabiera nas w podróż na wyspy Oceanii, nazywanej niewidzialnym kontynentem: bo niedocenianym, niedostrzeganym, rozproszonym. Jak można się jednak spodziewać, nie jest to zwykła książka podróżnicza. Jest tu historia, opowieści, mit, obrazy i odczucia, zawsze jakby w migawkach i urywkach: trochę tu, trochę tam, a wszystko na zaledwie stu dwudziestu stronach. Nie znaczy to, że zapiski są pobieżne: przeciwnie, wiele w nich informacji, są one za to skondensowane i bazują na domniemanej wiedzy czytelnika. A jednocześnie wszystko jest jakby ujrzane w mgnieniu oka: i już ledwo dojrzana, muśnięta, Raga się oddala.


Dalej

środa, 25 lipca 2012

Jacek Hugo Bader "Dzienniki kołymskie"



Trakt Kołymski liczy ponad dwa tysiące kilometrów. Trasa zaczyna się w Magadanie i kończy w Jakucku. To tereny zupełnie niesprzyjające człowiekowi, okryte haniebną historią. To wzdłuż traktu ciągnęły się lagry, w których więźniowie zmuszani byli do katorżniczej pracy przy wydobyciu złota. Kołyma pochłonęła tysiące istnień. Ostatnia książka Jacka Hugo-Badera pt. „ Dzienniki kołymskie" to zapis podróży jaką odbył autor wzdłuż Traktu Kołymskiego. Jadę na Kołymę, żeby zobaczyć, jak się żyje w takim miejscu, na takim cmentarzu. Najdłuższym. Można się tu kochać, śmiać, krzyczeć z radości? A jak tu się płacze, płodzi i wychowuje dzieci, zarabia, pije wódkę, umiera? O tym chcę pisać. I o tym, co tu jedzą, jak płuczą złoto, pieką chleb, modlą się, leczą, marzą, walczą, tłuką po mordach".

Jedynym środkiem transportu, który w takich warunkach jest dostępny to autostop. A wiadomo- dla reportera wsiąść do samochodu byle jakiego to przecież gotowy materiał na reportaż.  Ta książka jest w zasadzie o takich ludziach - paputczikach, czyli towarzyszach podróży, których spotykasz tylko raz w życiu, dlatego ich opowieści są szczere, choć często koloryzowane. Taki paputczik opowie Ci kawał swojego życia, wygada się , opowie o takich rzeczach, o których nigdy nikomu znajomemu by nie opowiedział. Natomiast tutaj jest ten komfort psychiczny, że osoby słuchającej już nigdy nie spotkasz- a to skłania do zwierzeń.

Do przeczytania dalszych wrażeń z lektury zapraszam do Kącika z książkami

sobota, 14 lipca 2012

Wypalanie traw


Wojciech Jagielski
Wydawnictwo Znak, Kraków 2012
304 strony

Ventersdorp, burskie miasteczko na stepie Transwalu, przez lata było ostatnią ostoją apartheidu, opierającą się przemianom, jakie następowały w całej Republice Południowej Afryki. I twierdzą Eugena Terre'Blanche'a, charyzmatycznego przywódcy Burów przeciwstawiających się nowym porządkom. Wraz z wygraniem wyborów przez Nelsona Mandelę i Afrykański Kongres Narodowy do władzy doszli czarni mieszkańcy RPA, w pierwszych w życiu wyborach wybierali swoich przedstawicieli: prezydenta, burmistrzów, radnych. W Ventersdorpie także wybrano czarnego burmistrza, czarnych radnych. Jednak przejęcie przez nich władzy było tylko pozorne, dalej niekwestionowanym, samozwańczym królem miasteczka pozostał Terre'Blanche.
Stojąc na czele Afrykanerskiego Ruchu Oporu zyskał sławę w całym kraju i stał się postrachem bardziej może nawet dla białych - Anglików i burskich zdrajców, jak nazywał tych, którzy opowiadali się za zniesieniem apartheidu – niż dla czarnych. On sam nie uważał się zresztą za rasistę, a jedynie za zwolennika starego porządku, według którego każdy ma żyć osobno, biali, czarni, Burowie, Anglicy, Hindusi. A kiedy już przekonał się, że nie wygra, ograniczył walkę do żądań wydzielenia dla Burów odrębnego państwa na terenach Transwalu. Nie przebierał w środkach, jego afrykanerska armia to nie byli zwykli zadymiarze, nie były im obce akty przemocy, a nawet zabójstwa. Jednak wodzowi długo udawało się wykpić od odpowiedzialności najwyżej grzywną. W końcu trafił do więzienia, opuszczał je jednak jako bohater, może nie dla wszystkich, ale dla białych mieszkańców Ventersdorpu na pewno. Tu nadal był wodzem, panem, tu nadal mógł wszystko. Do czasu.
4 kwietnia 2010 roku Eugene Terry'Blanche został zabity na swojej rodzinnej farmie pod Ventersdorpem. Nie zginął z rąk przeciwników politycznych, nie zginął w walce ani za swoje idee. Zatłukło go metalowym prętem dwóch czarnych robotników, którym był winien pieniądze.

W swym fabularyzowanym reportażu Wojciech Jagielski w pasjonujący sposób przybliża czytelnikowi historię RPA i dzieje południowoafrykańskiego systemu segregacji rasowej. W tym kraju przez dziesięciolecia miejsce jednostki w społeczeństwie, jej rolę, szanse na przyszłość wyznaczał zapis dokonywany tuż po urodzeniu w Wielkiej Księdze Rejestru. To on decydował, gdzie kto ma mieszkać, pracować, kogo może kochać.
Przemiany dla białych oznaczały utratę uprzywilejowanej pozycji, a dla czarnych nie tylko nadzieję na polepszenie losu, ale może nawet na wzięcie odwetu za lata poniżeń. Wypalanie traw opowiada, co te przemiany tak naprawdę przyniosły.
Wojciech Jagielski to dla mnie jeden z najlepszych naszych reporterów. Bardzo mi odpowiada, że nie ogranicza się jedynie do przedstawienia niektórych zjawisk, wycinków rzeczywistości z kraju, o którym pisze, lecz ukazuje go całościowo, wprowadzając czytelnika w temat od podstaw. A do tego zagadnienia, które podejmuje, choć odnoszą się do konkretnego czasu i miejsca, mają wymiar uniwersalny. Pod tym względem jego książki są podobne.
Podoba mi się też sposób, w jaki Jagielski pisze, to, że jego reportaż ma postać nieco fabularyzowaną. W Wypalaniu traw poszedł w tym kierunku najdalej, jak dotąd. Właściwie można by zastanawiać się, czy książka ma w sobie więcej z powieści, czy z non-fiction. Jego bohaterowie, to ludzie żyjący naprawdę, wydarzenia, o których pisze, są autentyczne, ale książka posiada fabułę, a szczegółowość przeżyć występujących w niej postaci, pewna intymność ich wrażeń, myśli, bliższa jest jednak literaturze fikcji niż faktu. Jednakże owa powieściowa forma książki w żadnej mierze nie odbiera opisowi wiarygodności, za to w wysokim stopniu podnosi jej atrakcyjność. 

Więcej na moim blogu. Zapraszam. 

środa, 4 lipca 2012

Ros Moriarty, Pieśń Aborygenki


Ros Moriarty wyszła za Aborygena, Johna Moriarty'ego, i stała się częścią wielkiej rodziny rdzennych Australijczyków. Stopniowo poznawała najstarszą kulturę do dziś istniejącą na Ziemi, uczyła się rozumieć i współodczuwać, pokochała kobiety i mężczyzn z plemienia Yanyuwa, a ich historia stała się po części jej historią. Razem z mężem założyła studio designu Balarinji: w ten sposób chcieli przybliżyć współczesnym Australijczykom dziecictwo kulturowe kraju, który najechali i próbowali zniszczyć.

W swojej książce Ros Moriarty snuje równolegle kilka wątków: jednym z nich jest tydzień ceremonii, na który została zaproszona przez Aborygenki, by uczestniczyć w ich świętych obrzędach i w najpełniejszy sposób wyrazić przynależność do plemienia. Drugi wątek to historia rdzennych mieszkańców Australii, dyskryminowanych, prześladowanych, a lata temu – jako dzieci – porywanych rodzicom, by odciąć ich od korzeni i "ucywilizować". Do tych straconych pokoleń należał między innymi John, mąż autorki, uprowadzony w wieku czterech lat. Nie wszystkim udało się po latach wrócić do domu. Autorka pisze o tym, jak biali i czarni ścierają się na odebranych ziemiach, jak Aborygeni są spychani na margines, jak muszą walczyć o prawo do życia po swojemu. Trzeci wątek to opowieść Ros o niej i jej rodzinie:dzieciach balansujących między starym i nowym, Johnie starającym się odnaleźć we współczesnym świecie tak, by nie stracić nic ze swej tożsamości, ich wspólnym marzeniu o przybliżaniu australijskiej kultury za pośrednictwem wzorów, w których zawierają wszystko: kolor pustyni i słońca, pył, ciemną skórę, zwierzęta, harmonię, radość życia.

Ciąg dalszy.