piątek, 21 października 2011

Gdzie krokodyl zjada słońce


Peter Godwin
Wydawnictwo W.A.B., 2008

„Gdzie krokodyl zjada słońce” to niezwykle udany mariaż literatury faktu i literatury pięknej. Od pierwszych stron zwraca uwagę niebanalny styl narracji i powieściowa konstrukcja. Ani kunszt stylistyczny, ani autobiograficzna osnowa nie przesłaniają jednak nadrzędnej, reporterskiej funkcji pisarstwa Petera Godwina.

Według zuluskich wierzeń zaćmienie słońca to najgorszy ze wszystkich znaków na niebie. Połykając życiodajną gwiazdę niebiański krokodyl karze ludzi za ich postępowanie. W ciągu ośmiu lat, które obejmuje książka, nad Zimbabwe - ojczystym krajem autora - dało się dwukrotnie obserwować to złowieszcza zjawisko.

Więcej na moim blogu. Zapraszam do lektury i komentowania.

środa, 12 października 2011

Matka Boska Nowojorska

[źródło]



Martin Pollock "Cesarz Ameryki. Wielka ucieczka z Galicji"


Na jednym z obrazków widać port w jakimś dużym mieście, dokąd zawijają statki z Europy. W tle rysują się wielkie domy, a na pierwszym planie wyrasta z wody wysoka na kilka pięter, olbrzymia postać kobiety, na głowię ma koronę z promieni, a w wyciągniętej ku niebu ręce – pochodnię. To święta Maria, matka Boża i królowa Polski, opowiadają łatwowiernym chłopom agenci, wita w ten sposób ukochanych Polaków (i oczywiście Rusinów), z otwartymi ramionami i zapraszającym uśmiechem.”
***
Stany Zjednoczone i Kanada - ziemia obiecana emigrantów z Europy Wschodniej. Niezależnie czy mówimy o XIX, XX, czy nawet o obecnym stuleciu. Kraina mlekiem i miodem płynąca, gdzie dolary i złoto leżą na ulicy. Wystarczy tylko wyciągnąć rękę.... Baśnie i legendy przekazywane z ust do ust. Niemożliwe do weryfikacji podczas pierwszego wielkiego exodusu, który miał miejsce pod koniec dziewiętnastego wieku, ciągle żywe dziś – nieoceniona w tym rola przemysłu filmowego, gdzie spełnia się wielki amerykański sen „od pucybuta do milionera”. Martin Pollack w swojej najnowszej książce „Cesarz Ameryki” skupia się przede wszystkim na wielkiej emigracji ludności z terenów Galicji pod koniec XIX wieku. Zjawisko – niespotykane nigdy na tak dużą skalę, którego przyczyn możemy doszukiwać się przede wszystkim w prześladowaniach i biedzie mieszkańców tamtejszych terenów. Dla wielu pokoleń Polaków, Rusinów, Żydów, Słowaków którzy zdecydowali się na podróż do Ameryki ponosząc przy tym olbrzymi koszt – zarówno materialny jak i zdrowotny – marzenie o krainie szczęśliwej zakończyło się gorzkim rozczarowanie. Tylko nieliczni wygrali tę nierówną batalię. Mimo to mit o wspaniałym, zamorskim państwie poruszał wyobraźnie tysięcy, którzy z uporem walczyli o miejsce na statku, który popłynie wprost do ziem zarządzanych przez Cesarza Ameryki.

Zapraszam do lektury całości recenzji na moim blogu >>TUTAJ

poniedziałek, 10 października 2011

"Zapiski (pod)różne" Martyna Wojciechowska

"Zapiski (pod)różne" są książką zabawną i ciekawą. Jest to zbiór 34 mini reportaży z podróży, wraz z przemyśleniami autorki odnośnie życia na walizkach, ciekawości świata, kultywowania tradycji, szacunku do inności, a przede wszystkim sensu podróży samej w sobie. To niesamowite ile ta niepozorna kobieta ma w sobie siły, samozaparcia i odwagi! Nie brakuje jej również humoru, autoironii czy dystansu do otaczającego jej świata, dzięki czemu w książce tej poznajemy autorkę z nieco innej, bardziej osobistej strony, a świat widziany jej oczami staje się jeszcze bliższy.

Kolejnym plusem książki jest niewątpliwie jej wyważenie. Sytuacje zabawne ("Wizyta u szamana", "Elbrus pod napięciem", "Stara panna w podróży"), przeplatają się co rusz z tymi budzącymi zdumienie ("Kult kapcia", "Fabryka gwiazd", "Pocisk"), czy też mocno dającymi do myślenia ("Na szczęście", "Mongolski epilog", "Bez jaj"). Dzięki temu książka ta jest nie tylko świetną rozyrywką, ale również lekturą mądrą i wartościową, choć na całe szczęście pozbawioną patosu czy moralizatorstwa.

Więcej tutaj.

niedziela, 9 października 2011

Kominiarska robota



Moja ksiazka miesiaca! Jak nie roku...

Prosty zbior wywiadow - 17 dziennikarzy opowiada Agnieszce Wojcinskiej o kulisach swojej pracy. Plus krotkie biogramy i po malym fragmencie jednego wybranego tekstu, ktory jest wstepem do rozmowy. A jednak juz sam dobor rozmowcow - Malgorzata Szejnert, Magdalena Grochowska, Angelika Kuzniak, Wojciech Tochman, Wojciech Jagielski, Krystyna Kurczab-Redlich, Barbara Pietkiewicz, Wlodzimierz Nowak, Anna Bikont, Joanna Szczesna, Mariusz Szczygiel, Irena Morawska, Lidia Ostalowska, Katarzyna Surmiak-Domanska, Jacek Hugo-Bader, Pawel Smolenski i Witold Szablowski - mowi wszystko o tej pozycji. Sami najlepsi! W jednej ksiazce...

Autorka Agnieszka Wojcinska, rowniez dziennikarka, sklania gwiazdy polskiego reportazu do udzielenia odpowiedzi na bardzo podobne pytania: skad bierze sie temat? a skad bohaterowie? jak naklaniaja ich do rozmowy? jaki jest ich stosunek do nich? ingeruja w ich swiat? jak pisza? nagrywaja czy notuja? jakie sa ich emocje w czasie pisania? a potem?

Jednak odpowiedzi za kazdym razem sa inne. Kazdy reporter podchodzi do swojego zawodu troche inaczej, ma tez inne nawyki warsztatowe, inaczej widzi swiat i odbiorce tekstu...

Ciag dalszy na moim blogu. Zapraszam!

Karawana kryzysu. Za kulisami przemysłu pomocy humanitarnej

Linda Polman 
Wydawnictwo Czarne, 2011


Radykalna i bezkompromisowa w formułowanych ocenach i wyciąganych wnioskach. Bezlitośnie obnażająca absurdy międzynarodowej działalności humanitarnej. Holenderska dziennikarka Linda Polman jako korespondentka odwiedziła dotknięte klęskami żywiołowymi i kryzysami regiony od Haiti, przez Afganistan aż po zachodnią i wschodnią Afrykę. Na tych doświadczeń oparła swoją demaskatorską „Karawanę kryzysu.” Błyskotliwie napisana analiza razi jednak jednowymiarowością.

Autorka dostosowała dyskurs do z góry przyjętej, kontrowersyjnej tezy: pomoc przynosi więcej szkód niż korzyści. Pomstowanie na nieefektywność, niejasne cele i odwrotne od zamierzonych skutki pomocy rozwojowej nie jest niczym nowym. Linda Polman w swoich postulatach posuwa się znacznie dalej, wzywając do zaprzestania pomocy humanitarnej.


Więcej na moim blogu. Zapraszam do lektury i komentowania.

sobota, 8 października 2011

Podróże z Herodotem

Ryszard Kapuściński
Wydawnictwo Znak, Kraków 2004

Podróże z Herodotem nie są właściwie reportażami, a przynajmniej nie typowymi, bo oprócz przekraczania granic między krajami i społeczeństwami Kapuściński przekracza w niej granice czasu. Obszerne fragmenty, całe rozdziały nie tylko nawiązują, ale wręcz stanowią streszczenie lub cytaty z dzieła Herodota. 

Dzieje Herodota towarzyszyły Ryszardowi Kapuścińskiemu od samego początku, od pierwszej podróży, w którą „Sztandar Młodych” wysłał go, wówczas początkującego dziennikarza, aż do Indii. Później zabierał książkę ze sobą niemal wszędzie, gdzie wyruszał. Żyjący w V wieku p.n.e. Herodot stał się jego mentorem, wzorcem. I w jednej ze swoich ostatnich książek, w Podróżach z Herodotem Kapuściński pokazał, jak dojrzewał jako reporter, jak kształtował się jego warsztat. Na początku miał jedno marzenie – przekroczyć granicę, nieważne którą. Podróżując w towarzystwie Herodota odkrywa stopniowo (a czytelnik wraz z nim), że do przekroczenia są nie tylko granice terytoriów i że prowincjonalizmem jest nie tylko zamykanie się w granicach przestrzennych, ale również w swoich zwyczajach, mentalności, czasie. 

Odkrywa też inną rzecz: subiektywizm postrzegania świata. I uprzedza nas uczciwie, abyśmy nie brali bezkrytycznie tego, co nam opisuje. Reporter czerpie swoją wiedzę o świecie nie tylko z własnych obserwacji, bo wtedy byłaby to wiedza uboga, niepełna.
Więcej na moim blogu. Zapraszam.

czwartek, 6 października 2011

„Śpiąca ziemia”

[źródło]

"Dobranoc, panie Lenin!" Tiziano Terzani
W pracy reportera wiele zależy od „szczęścia”. Trafniej – przypadku, który niewątpliwie stanowi kluczową zmienną w zawodzie dziennikarza. Do Tiziano Terzaniego w nocy z 18 na 19 sierpnia 1991 dociera informacja o puczu moskiewskim. Szalenie istotne wydarzenie, które stanowi kolejny ważny krok w kierunku ostatecznego rozpadu imperium ZSRR. Włoski publicysta w tym szczególnym dniu znajduje się na statku Propagandist, na pokładzie którego odbywa podróż po rzece Amur. Reporter musi podjąć decyzje: czy pojechać Moskwy, która jest niewątpliwie, w tamtym czasie epicentrum wydarzeń, czy może kontynuować wyprawę po syberyjskiej rzece. Druga składowa zawodu reportera – decyzyjność. Autor książki „Dobranoc, panie Lenin!” postanawia wybrać zgoła odmienną alternatywę – podróżując po byłych już republikach ZSRR, które właśnie odzyskują niepodległość, będąc w trakcie politycznej transformacji tj.: Armenia, Azerbejdżan, Gruzja, Kirgistan, Kazachstan, Tadżykistan, Turkmenistan, Uzbekistan Terzani postanawia „rozgryźć” dogorywające imperium z perspektywy zwykłego obywatela, wsłuchać się w opowieści pojedynczych osób. Korespondentowi Der Spigiel udało się zatem połączyć wspomniany wcześniej „fart” z  instynktem rasowego dziennikarza, oddając tym samym w ręce czytelnika bardzo dobry, rzetelny i nietuzinkowy tekst...

Zapraszam do lektury całości recenzji >>TUTAJ