Wprawdzie książkę przeczytałam jeszcze w grudniu, do wyzwania więc jej nie zaliczę, ale może ktoś się skusi, więc zamieszczam recenzję. Poczytajcie i sięgnijcie po książkę - naprawdę warto.
Ciężko mi się czytało tę książkę. Ciężko, bo mówi o przytłaczającej prawdzie, o bólu, zniewoleniu, odbieraniu człowieczeństwa i niezawinionych mękach. Oczywiście areną rozgrywających się w niej wydarzeń jest Afryka - marionetka Zachodu i Ameryki. Autorka zabiera nas do Ugandy targanej wojną domową. Tematem książki są porawania i przymusowe wcielanie dzieci do Armii Bożego Oporu, rebelianckiego zgrupowania dowodzonego przez Josepha Kony'ego. Tytuł "Skradzione anioły" odnosi się do 139 dziewcząt ze szkoły w Aboke, których porwanie odbiło się największym echem i zwróciło (wprawdzie po wielu zabiegach) oczy świata na problemy Ugandy.
Kim był Joseph Kony, dowódca dziecięcej armii, i na czym polegał jego fenomen? Jest on postacią tajemniczą i kontrowersyjną. Przez swoich zwolenników uznawany za mesjasza, w rzeczywistości był mistrzem stwarzania iluzji. Podwładnym wmawiał, iż jest wieloma duchami, które przybrały ludzkie ciało, by wypełnić na ziemi swój cel: obalenie rządu i zlikwidowanie wszystkich złych mocy na ziemi.
Zainteresowani? Na całość recenzji zapraszam do mnie: Kartek szelest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz