Każdy współczesny podróżnik zna to uczucie. Niewygodny fotel. Zawroty głowy. Blaszana puszka pełna ludzi. Minuty liczone w kilometrach. I ten krajobraz widziany przez małe, wydawałoby się plastikowe, okienko: miasta znikające w całości, morze, które stoi w miejscu łagodnie marszcząc czoło.
Kiedyś było inaczej. Obrazy za szybą przemijały powoli, w rytm melodyjnego stukotu metalu. Uchylone okno przygotowywało do tego, co czeka nas po dotarciu na miejsce.
Czasy się zmieniły, a czasoprzestrzeń chyba nawet zwinęła się w kłębek. Lecz jedna rzecz pozostała taka sama. Wychodząc z samolotu, wyskakując z pociągu, wysiadając z autokaru, czy auta, robimy mimowolnie głęboki wdech i wtedy to czujemy. Ktoś wyraźnie całą egzotykę miejsca zamyka w jednym zapachu, którym zawsze się z nami dzieli.
Ile takich różnych, tajemniczych woni poczuł Robert Kaplan podczas swoich podróży po Europie i Azji?
Odpowiedź na to i wiele innych pytań znajdziecie na moim blogu.
P.S. Przepraszam, że witam się recenzją, a nie zamieściłam żadnego planu dotyczącego moich wyzwaniowych zmagań, lecz wolę nie deklarować, a po prostu czytać :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz