"Rzecz dzieje się współcześnie w Arizonie, tuż przy granicy z
Meksykiem. Dziki zachód dawno przestał być dziki, ale mieszkańcy prerii
wciąż o tym zapominają. Preria jest trochę dzika, trochę niepiśmienna.
Nie jest zacofana! Po prostu poszła w inną stronę niż nasz cywilizacja.
Posłuchajcie..."*
Jako student autor imał się różnych zajęć i to w różnych zakątkach
świata. Na dłuższą chwilę osiadł w Arizonie, jako pomocnik na rancho,
aby przyjrzeć się z bliska życiu prawdziwych kowbojów. Zakochał się w
tym miejscu, a ono mu się odwdzięczyło. W wyniku splotu pewnych
wydarzeń, Wojciech Cejrowski został pełnoprawnym właścicielem małego
rancha, które co prawda po pewnym czasie porzucił, ale do którego po
dwudziestu latach powrócił, na nowo zaczynając swoją przygodę z prerią.
"Wyspa na prerii" jest książką całkowicie inną niż "Rio Anaconda" czy
"Gringo wśród dzikich plemion" i nie mam tu na myśli tylko tej
najbardziej oczywistej różnicy, że nie traktuje o Indianach. Jest to
książka inna, bo jej akcja jest niespieszna, a autor nie odkrywa co rusz
nowych zakątków, ale skupia się na zwykłym, codziennym życiu w małym
domku na prerii, opisując przy tym cały swój proces adaptacyjny.
Poskramianie natury, wgryzanie się w lokalne zwyczaje, zaskarbianie
sobie sympatii okolicznych mieszkańców, to tylka kilka przykładów z
tego o czym traktuje ta książka. Dla jednych będzie to ciekawą odmianą,
dla innych, zwłaszcza tych którzy szukają wielkich przygód, ogromnym
rozczarowaniem. Ja należę do grupy pierwszej.
Obraz arizońskiej prerii, jaki wyłania się z opowieści autora jest
zaskakujący. Ludzie z jednej strony przedstawieni są jako stado, grupa,
która żyje w pełnej symbiozie, z drugiej jednak strony każdy jest tu
indywidualistą i dziwakiem. Wszyscy - zarówno biurokraci, jak i
listonosz czy sprzedawca w sklepie - uważają, że prawo jest dla nich,
ale jeśli państwo wymaga czegoś od nich, to nagminnie te przepisy łamią i
nic sobie z tego prawa nie robią, bo przecież kto ma broń, ten ma
rację. Początkowo mamy wrażenie, że ludzie są tu tak prości, że aż nieco
zacofani, ale jednak większość z nich doskonale radzi sobie w
interesach wszelkiego typu i na biedę nie narzeka. Kraina
sprzeczności...
Wojciech Cejrowski przygląda się temu wszystkiemu z szeroko otwartymi
oczyma i w typowy dla siebie sposób komentuje. Lubię ten styl, pełen
humoru i ironii, choć wydaje mi się, że autor tak się tą innościa
zachwyca, że aż zachłystuje i w pewnych momentach zupełnie traci
obiektywizm. Niemniej, jak zawsze, pisze ciekawie i spawia, że czujemy
się jakbyśmy byli na tej wyprawie razem z nim, co jest niewątpliwie
wielkim plusem tej książki.
Na minus są moim zdaniem zdjęcia. Nie mylić z oprawą książki, która jest
piękna! Kredowy papier, lekko postarzane strony, mapki i klimatyczne
rysunki sprawiają, że książka jest prawdziwą czytelniczą ucztą, jednak
fotografie są często bez większej treści i nie są adekwatne do danego
działu. Być może się czepiam, ale uważam, że w książce podróżniczej
zdjęcia powinny zapierać dech w piersiach, albo przynajmniej zaskakiwać,
a tu nastąpiło lekkie rozczarowanie.
Generalnie książka bardzo mi się podobała. Były rozdziały bardziej
ciekawe, były i takie pisane trochę na siłę, ale uważam, że całość jest
bardzo sympatyczna. Jeśli ktoś, tak ja, nie spodziewa się fajerwerków,
ale ciekawych i zabawnych anegdot, to z pewnością się nie zawiedzie,
natomiast jeśli jest rządny mocniejszych wrażeń, to powinien sięgnąć po
wcześniejsze książki autora. Jest w czym wybierać :).
* "Wyspa na prerii", W. Cejrowski, wydawnictwo Zyski i S-ka 2014, str. 7