czwartek, 7 sierpnia 2014

"Swoją drogą" Tomek Michniewicz

"Zabiorę Cię w dowolne miejsce na świecie. 
Pod jednym warunkiem - decyzję, dokąd chcesz lecieć i po co, musisz podjąć już, w tej chwili."*

Słowa te usłyszały od autora 3 osoby:  Marcin, dawny kolega, kiedyś żądny przygód, dziś nudny księgowy, Marianna, piękna żona autora, która nie wyobraża sobie urlopu innego niż plaża i all inclusive oraz Andrzej, ojciec Tomka, który jest nieco despotycznym miłośnikiem bluesa. 
Spodziewać by się można było, że z wielkim entuzjazmem wyruszyli w drogę swego życia, po czym wrócili  pełni wrażeń  i uroczych zdjęć i żyli długo i szczęśliwie, jednak prawda jest nieco inna.

Dla każdej z tych osób podjęcie decyzji o wyjeździe wiązało się z wielkim wyzwaniem i zmierzeniem się z własnymi demonami. W przypadku Marcina było to zburzenie ładu panującego w jego życiu od lat i porzucenie biura na rzecz amazońskiej dżungli, Marianna - kobieta niezależna i znająca własną wartość - podjęła próbę zrozumienia roli kobiet w świecie islamu na przykładzie  Arabii Saudyjskiej, natomiast Andrzej, marzący całe życie o zagraniu na swojej gitarze w prawdziwej bluesowej spelunce przekonał się po wyprawie do Stanów, że nie wszystko złoto, co się świeci. Nie można też zapomnieć o autorze, który zabierając swoich bliskich w te wszystkie podróże został skonfrontowany z nieco inną stroną ich osobowości, przez co i ich wzajemne stosunki siłą rzeczy uległy pewnej zmianie.
 
Kolejnym ważnym, o ile nie najważniejszym aspektem tej książki jest to, że dzięki niej uświadamiamy sobie jak bardzo ograniczeni jesteśmy we własnych osądach. Wychowani po europejsku wszystko mierzymy swoją miarą i ślepo wierzymy w to, że tak jest najlepiej. I nawet nie trzeba jechać do USA, Arabii Saudyjskiej czy w amazońską dżunglę, aby się o tym przekonać.

"Przyjechaliśmy tu, przywożąć swoje przyzwyczajenia, nieświadomie oczekujemy znanych nam dobrze schematów. Gdy świat działa na innych zasadach, frustrujemy się, męczymy. Wystarczyło się dostroić, zaakceptować ten inny porządek. Okazało się, że jest logiczny i poukładany, tylko inaczej. Ale nie jest głupi, bezsensowny. Jest inny."**

W pełni zgadzam się z autorem, że karmieni medialną papką nie zadajemy sobie zbyt wiele trudu, aby choć część informacji zweryfikować, przez co ilość naszych lęków i uprzedzeń ciągle wzrasta, niszcząć tym samym chęć poznawania świata.

Książkę z czystym sumieniem polecam i uważam, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Jest to nie tylko ciekawy reportaż, ale również wspaniała lekcja tolerancji i  to zarówno tej w stosunku do najbliższych nam ludzi, jak i odległych i obcych kultur.

"Swoj drogą", Michniewicz Tomek, wyd. OTWARTE, Kraków 2014, str. 45
** tamże, str. 206 

Biała gorączka - Jacek Hugo-Bader

We wstępie do Białej gorączki Hugo-Badera Mariusz Szczygieł napisał, że autor "opisuje imperium z perspektywy wałęsającego się psa". Właściwie na tym opis książki można skończyć, bo w jednym zdaniu Szczygieł wspaniale zawarł kwintesencję reportaży Hugo-Badera.
Biała gorączka należy do książek, które przeczytać należny, o których się dyskutuje.
Reportaże powstały podczas wyprawy autora na niedostępne syberyjskie stepy, w czasie podróżny do Ukrainy, czy do biednej, jak mysz kościelna Mołdawii. Hugo-Bader UAZem-469, nazywanym sowieckim jeepem przemierza najdziksze tereny Rosji, na drogach której ludzie "giną jak muchy. W 2007 roku życie straciło ponad 30 tysięcy osób, tyle co w całej Unii Europejskiej". Świat, który opisuje nam autor jest brudny, zły i brzydki; pełen narkomanów (4 miliony), samobójców, pijaków (kolejne 4 miliony obywateli) i wyrzutków. Wypadek w kopalni, w którym zginęło stu górników, to tylko statystyka.
Ale zdarzają się kurioza - Hugo-Bader rozmawia z "wykładowcą" na byłym Uniwersytecie Kultury Hipizmu, który oferował zajęcia z teatru, literatury, historii sztuki, ale i estetyki biedy i filozofii hipizmu z elementami psychologii.
Tak, jak napisałam wcześniej - ta książka to lektura obowiązkowa. Mnie ten ogrom biedy i zdziczenia znużył mniej więcej w połowie, ale książkę doczytałam z wypiekami na twarzy.
Mam tylko szczerą nadzieję, że nie cała Rosja jest taka, jaką opisuje Hugo-Bader.